sobota, 29 marca 2014

"Taktyka strusia" cz. I

Taka Ga-bi, co sobie gra-bi. Taka Ga, co gra.
Dzięki Miko, że przyjmujesz u siebie nawet Czarownice. :)
Odebranie dowodu osobistego wcale nie było równoznaczne z osiągnięciem pełnoletności. Może i piętnastolatki mogą być pełnoletnie, niekoniecznie dlatego, że tak im się wydaje, a dlatego, że oprócz zakuwania, poświęcają całe weekendy na pracę, wplatając ją między naukę, sen, czas z rodziną i znajomymi.
Pracowałam od 15 roku życia – najpierw tylko na wakacje, potem weekendy, zdarzały się i popołudnia – kiedy byłam potrzebna. Można sobie gadać – Warszawka, ale życie twoje jest tam, gdzie łóżko twoje. Moje łóżko było oddalone o 40 kilometrów od zacnej stolicy, więc tyranie do 21:00 było równoznaczne z powrotem do domu około 23:00 i oczami na zapałki. Niby taka „pełnoletnia”, a ciągle niezmotoryzowana piętnastka! Fuck!

Po maturze przyszedł czas na znalezienie pracy z prawdziwego zdarzenia – z umową i urlopem, a także na wybranie wymarzonych studiów. Udało się, wszystko się udało, bo nie było innej opcji. Zakorzeniona w głowie pewność siebie i akceptacja dla swoich poczynań umacniały mnie na tyle, że zwyczajnie byłam tego pewna!
 
***
- Gabi, dziś inwentaryzacja! Pamiętaj proszę o przygotowaniu wszystkiego na tip-top. Nie możemy dać ciała, nie możemy sobie pozwolić na to, żeby coś poszło nie tak. No i ekipa, wiesz, bądź ładniejsza niż zwykle! – Malwina jak zawsze rzucała teksty z przekąsem, ale czego się spodziewać po starszej o dekadę mężatce, z którą mimo to – nawiązałam niesamowity kontakt i której – nie ma co się oszukiwać – zaufałam.
- Jasne Malwina! Zrobi się! Dla naszego dream teamu nie ma rzeczy niemożliwych, a ekipa i tak padnie z wrażenia. Do zo wieczorem! – odpowiedziałam i zabrałam się do przygotowywania wszystkich metek i układania towaru na zapleczu.
Dzień minął wyjątkowo szybko. Z każdą upływającą godziną czułam coraz większy ścisk w brzuchu – ja – Gabriela, świeżo upieczony zastępca kierownika z ambicjami i pięciu napalonych kolesi z ekipy inwentaryzacyjnej, o których krążyły historie takie, że nie raz i nie dwa czułam wypieki na policzkach! No ale hola, Gabi, masz faceta, tak? Nie kochasz go, chcesz się rozstać, szukasz okazji i odwagi, ale dziś go masz. Masz formalnie i teoretycznie,  więc lód w brzuchu, ścisk dupy, robota i zero flirtów!
O 21:00 kliknęłam „TAK – RAPORT DOBOWY” na drukarce fiskalnej, przymknęłam kratę do połowy i czekałam – ze ściśniętą dupą, ściśniętym brzuchem, ściśniętym gardłem i wszystkim ściśniętym, aż słynna ekipa pojawi się w sklepie. Malwina była chyba bardziej zdenerwowana niż ja, więc towarzyszyłam jej potem biernie na papierosie.
Po jakiś 10 minutach wróciłyśmy do sklepu i jedyna rzecz, która dała się zauważyć, a właściwie usłyszeć od razu, to irytujące do granic możliwości pikanie skanerów. Pięciu kolesi, pięciu facetów – nie – nie pięciu facetów! Czterech facetów i jeden chłopak, pewnie w moim wieku (o matkoooooo!) skanowało metki na towarze. Niektórzy uśmiechali się spod oka, niektórzy uśmiechali się tak po prostu. Gadali, żartowali, śmiali się na potęgę i klikali metki. W tym czasie Malwina zdążyła już kilka razy strzelić mnie łokciem, pokazując chłopaka – jak się niebawem okazało – Piotrka, który szybko zaczął ze mną rozmawiać…o Freudzie.
- No, no.. – pomyślałam – niezły bajer! Na Freuda jeszcze nikt mnie nie podrywał. Plus dziesięć za inteligencję!
Reszta kolesi była ode mnie starsza. Eryk – na oko dwudziestokilkuletni, ale siwy jak gołąbek uroczy przystojniak, niestety z obrączką. Andrzej – trochę starszy ode mnie z kogucikiem na głowie i wielkim tyłkiem, bez obrączki. Radek – przystojny, co prawda trochę cuchnący kebabem, którego wchłonął przed chwilą i też bez obrączki, ale bardzo na tak! Marek – całkiem niezły, ale niestety – za niski. Niskich nie lubię. No i Piotrek – w moim wieku, niestety blondyn, ale dzięki opatrzności – ciemny, fajnie ubrany i dało się wyczuć lekkość gadki, powiązaną z inteligencją, a nie tępym podrywem dla wyrwania laski. I ja – biegająca od Malwiny do chłopaków, od chłopaków na zaplecze, z zaplecza na sklep i znowu do Malwiny i tak w kółko. W międzyczasie zaśmiewałam się z Piotrkiem w najlepsze z pierdół i przeróżnych historyjek. Pierwszy raz od dłuższego czasu naprawdę fajnie mi się z kimś rozmawiało. Co jakiś czas przeszkadzał nam tylko Andrzej, który zasypywał mnie dziwnymi pytaniami. W pewnym momencie poprosił mnie do siebie, zapisał coś na kartce, dał mi ją i się głupio uśmiechnął.
- What the fuck?! – pomyślałam – karteczka z numerem telefonu, czy jak?
Otworzyłam, była tam nazwa towaru, więc zdziwiłam się jeszcze bardziej i zapytałam:
- Co ja mam z tym zrobić?
- Znajdź to. – odpowiedział.
- Znaleźć? I już? – no chyba koleś ma mnie za idiotkę? Mam znaleźć jakiś shit i już? Jestem zastępcą kierownika, hello!
- Tak, znajdź i mi przynieś, poproszę.
- Co za lamus – pomyślałam – Znajdź to, przynieś to. Sam sobie szukaj i przynoś, co ja jestem? Ale spoko – ja ci pokażę jak się u nas pracuje, sprzedawczyku!
Jak burza przeszukałam cały sklep i całe zaplecze. Przyniosłam wszystkie egzemplarze rzeczy, którą Andrzej zapisał na kartce i z wielkim hukiem rzuciłam mu je na kasę, prawie uszkadzając przy tym monitor komputera.
- Proszę, pańskie zguby proszę pana – spojrzałam na niego z wielkim, sztucznym uśmiechem politowania i odkręciłam się na pięcie tak szybko, że moje loki niemal trzasnęły go po twarzy.
Po wyczerpującej nocy spałam do popołudnia. Na szczęście Malwina zlitowała się i dała mi aż dwa wolne dni. Spojrzałam na komórkę – kilka połączeń od Adama. Po co dzwoni, skoro wie, że byłam w pracy i że najprawdopodobniej po inwentaryzacji jestem średnio przytomna? Co on jeszcze chce ratować? Oddzwonię kiedyś tam. Włączyłam komputer. Poczta, Nasza Klasa, Grono, Gadu Gadu. Gadu Gadu, Grono, Poczta, Nasza Klasa.
Grono! O Kurwa! Piotrek zaprosił mnie do swoich znajomych! O kurwa, kurwa! Wysłał mi wiadomość! O kurwa, kurwa, kurwa! Napisał, że super się gadało i podał swój numer telefonu. Nie wierzę! Dodał jeszcze artykuł o Freudzie. No co za koleś…! Od razu zabrałam się do odpisywania. Na jego reakcję nie trzeba było czekać zbyt długo. Jego ikonka natychmiast zaświeciła się jako „online” i cały dzień spędziliśmy klikając na Gronie, a potem na Gadu Gadu. Tak to bywa, że czekanie choćby pięć minut na odpowiedź, to przynajmniej o cztery minuty czekania za długo.
Zrobiłam to – flirtowałam z Piotrkiem! Nie powiem, żeby mi się nie podobało, zwłaszcza, że Adam cholernie męczył mnie swoją zaborczością i ograniczeniami. No i chodził jeszcze do szkoły… Co z tego, że w łóżku był całkiem niezły, skoro nie dało się z nim niczego zbudować, bo zwyczajnie w świecie nie był do tego przystosowany. Może na wakacje wyjedziemy za budżet podarowany przez jego rodziców, co? Nie ma mowy! To nie ma sensu. Nie ma i doskonale o tym wiedział.
 
***
Pewnego ranka obudziłam się i poczułam, że dziś nadszedł czas, aby zakończyć nasz związek. Adam oczywiście nie miał czasu spotkać się w ciągu dnia, bo przecież był w szkole. Postanowiłam pogadać z nim po pracy. O 21:10 umówiliśmy się na neutralnym gruncie żeby wyjaśnić sobie to, co działo się od jakiegoś czasu między nami. Fakt, że byłam wybitnie zmęczona, ale uznałam, że należy mu się szacunek i rozmowa, a nie jakieś tandetne wiadomości, jakbyśmy mieli po dwanaście lat.
On – oczywiście ucieszony, że mogliśmy się zobaczyć, ja – poważna, zadumana i patrząca mu w oczy. Siedliśmy obok siebie w knajpie. W tle rozbrzmiewała relaksująca muzyka. I zaczęłam. Że nie potrafię, nie umiem, nie mogę, że to nie ma sensu, bo ja się duszę i chcę utrzymywać kontakt, bo jest pięknym człowiekiem, ale nie możemy być parą, bo niczego nie jestem w stanie z nim zbudować. Szczera prawda i naprawdę mi ulżyło, bo chociaż na parę się nie nadawaliśmy, to był człowiekiem, z którym warto było spędzać czas. Słuchał jak zaczarowany. Milczał, potem się śmiał, jakby postradał wszystkie zmysły, potem znowu milczał, potem pobielały mu źrenice, a potem stało się gorzko, od jego gorzkich łez. Wiedziałam, że przeciąganie tej sytuacji nie ma sensu, że z każdą minutą obok mnie będzie mu gorzej, trudniej i ciężej. Wstałam, założyłam kurtkę, wzięłam torbę na ramię i chciałam wyjść. Adam bez słowa poszedł za mną. Siadł obok mnie w pociągu i trzymał mnie za rękę.
- Musisz już iść, pociąg za chwilę odjeżdża. – powiedziałam, lekko zakłopotana sytuacją.
- Nie idę, jadę z tobą. Nie możesz mnie tak zostawić. – mówił, jakby w ogóle nie słyszał, co do niego mówię.
- Ale Adam, mój pociąg za chwilę odjeżdża. Ty mieszkasz tutaj, w Warszawie. Twoi rodzice na pewno będą się martwić. Jest późno. Idź już, proszę. Idź i nie utrudniaj. I tak jest trudno.
Nie wysiadł, nie puścił mojej ręki. Pojechał ze mną. Było grubo po 23. Następnego dnia miałam trzynastogodzinną zmianę, więc i tak musiałam wstać wcześniej. Niestety – w domu nie było pokoju gościnnego ani gościnnego łóżka, czy materaca. Adam musiał spać w moim łóżku. Koleś, z którym sporo mnie łączyło, a który wraz z upływem czasu stał mi się obcy. Nie chciałam leżeć obok niego, ale nie było wyboru. Czekał, aż wrócę z łazienki, położył się przy mnie. Nie pomogła nawet dodatkowa kołdra – trzymał mnie za rękę i płakał. Płakał jak dziecko, któremu stała się wielka krzywda, bo mama zabrała mu cukierek. Pierwszy raz widziałam ryczącego faceta, który błagał mnie prawie na kolanach, żebym go nie zostawiała. Tego już było za wiele! Nie dość, ze czułam się jak kat i częściowo – jak zbity pies, to jeszcze on leżał w moim łóżku i powtarzał, jak w jakimś psychicznym amoku, że mnie kocha i nie mogę go zostawić, że on mnie nikomu nie odda. Starałam się zasnąć jak najszybciej, ale niemożność wyswobodzenia ręki z jego uścisku przyprawiała mnie o niemałe zmieszanie.
Rankiem obudziłam się wcześniej niż zwykle. W drodze do stacji spotkaliśmy moją kuzynkę, więc nie musiałam znosić niezręcznej ciszy i patrzenia w jego pełne bólu oczy. Odprowadził mnie pod sam sklep i widziałam, że te same oczy robią się niepokojąco białe, tylko po to, żeby za chwilę zamienić się w jakiś popieprzony potok łez.
- Idź już Adam, idź już i nie dzwoń do mnie przez kilka dni, proszę. Tak będzie lepiej. – przeszłam pod kratą, zamknęłam ją za sobą i schowałam się na zapleczu.
Co za koleś? Co za facet? Jaka mnie suka! Ostatnia na świecie, wredna suka!
- Gabi, nikogo nie można zmusić do miłości. Pamiętaj o tym. – za plecami usłyszałam spokojny głos Malwiny. Nie zastanawiając się długo, podeszłam do niej, przytuliłam się i popłakałam tak bardzo, że cały misternie wykonany makijaż spłynął na jej nową bluzkę.
- Nikogo nie można zmusić do miłości… - powiedziałam, szlochając.
- Nikogo, a on ciebie właśnie zmusza. – odpowiedziała Malwina, podając mi chusteczki – Idź do lustra i zrób porządek z oczami. Są zbyt ładne, żeby były tak rozmazane.
 
***
Kolejne dni spędzałam w pracy. Piotrek wyczekiwał mojego powrotu jak zbawienia, a w ciągu dnia zasypywał mnie SMS-ami, które za każdym razem, mimo że poprawiały mi humor, to jednak nie były do końca na miejscu. Nie był misterem świata, gadało nam się wybornie, zwłaszcza, że był tak samo zwariowany i impulsywny jak ja, ale czułam, że chce ode mnie czegoś więcej. Czułam, że chce czegoś, na co nie do końca jestem gotowa, dlatego przyjęłam taktykę strusia – chowałam głowę w piasek i myślałam, że skoro ja nie widzę świata, to i świat mnie już nie zauważa.
Któregoś dnia, jak zawsze po pracy włączałam muzykę i choć przez chwilę starałam się zrelaksować. Tym razem było o wiele łatwiej, bo rodzice wyjechali do znajomych i nikt nie narzekał, ze muzyka gra za głośno. Zmieniałam repertuar i kątem oka zauważyłam, że ikona Grona się zaktualizowała i ktoś wysyła mi zaproszenie do znajomych. Oooo, oprócz zaproszenia – wiadomość. Dwukrotne kliknięcie przyprawiło mnie o opadającą szczękę i wytrzeszczone oczy.
- Ja pieprzę! Andrzej? Nie wierzę. Ten Andrzej z inwentaryzacji?! – powiedziałam na głos, a w tym samym momencie w moim pokoju rozbłysnęły światła samochodu, który zaparkował tuż pod domem.
- Co za psychol o tej porze? Już prawie północ! – zapaliłam światła i założyłam szlafrok.
To było auto Adama.
Cholera!

5 komentarzy:

  1. Mistrzowski obrazek!! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten Adam to taka pizdeczka był...
    Ciekawa jestem rozwoju wypadków :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiedźmo przekaż Gabi, że ją lubię. ;D

    OdpowiedzUsuń