niedziela, 30 marca 2014

"Taktyka strusia" cz. II

Nasza Ga, co ona w sobie ma? Nasza Bi, w czym ona teraz tkwi?
Pozdrawiam, Maleficent.
Auto Adama, a właściwie jego ojca. Co jest grane? Co to ma być za cyrk? Dziewczyny w pracy wspominały, że wydawało im się już kilka razy, że widziały Adama, stojącego naprzeciwko naszego sklepu, chowającego się za donicami z ogromnymi, sztucznymi roślinami, ale je wyśmiałam. No po co niby miałby się chować i mnie obserwować? Bezsens kompletny!

Nie wiedziałam, czy mam wyjść z domu, czy w nim zostać. W sumie – to tylko Adam, mój – już były – chłopak. Na wszelki wypadek sprawdziłam, czy drzwi wejściowe są na pewno zamknięte. Były – uff. W pewnej chwili światła samochodu zaczęły gasnąć, a potem się zapalać. Gasły, zapalały się i tak kilka razy pod rząd. Potem i tak już wysokie ciśnienie podniosło mi przeraźliwie głośne trąbienie. Kurwa, tego było już za wiele! Przecież ten idiota obudzi wszystkich sąsiadów!
Niewiele myśląc, w szlafroku i kapciach wyskoczyłam z domu tak niesamowicie wkurwiona, że miałam ochotę go zabić.
- Co to kurwa ma być? Co to za cyrk? Czy popierdoliło cię do końca? Wiesz, która jest godzina?! – wrzeszczałam bez opamiętania – Przestań trąbić, przestań!!!
Adam wyglądał dosłownie jak Hannibal Lecter z „Milczenia owiec”. Wpatrywał się we mnie oczami furiata, uśmiechał się przy tym szelmowsko i nie mówił nic. W jednej sekundzie zaczęłam się go bać, ale nie mogłam tego po sobie pokazać. Gabi, lód, ścisk, lód, ścisk! Przecież to Ty jesteś u siebie, dokoła pełno sąsiadów. Stop. Co ja sobie wyobrażam? Co to za popieprzone czarne scenariusze?
- Adam, co ty tutaj robisz o tej porze? Czy wiesz, która jest godzina? – powiedziałam spokojniejszym głosem, a ten natychmiast przestał trąbić.
- Przyjechałem do ciebie, Gabi. – odpowiedział z uśmiechem takim, jakby to był środek dnia i mielibyśmy co najmniej spacerować po Łazienkach.
- Adam, nie masz zegarka do cholery? Obudzisz wszystkich moich sąsiadów, będą potem gadać o tym przez cały tydzień. Puknij się w głowę, zanim zrobisz coś tak idiotycznego, a teraz wybacz, ale jest naprawdę późno, a ja jestem zmęczona. Dobranoc. – powiedziawszy to, okryłam się bardziej szlafrokiem i zaczęłam odchodzić od samochodu. Adam wyskoczył z niego jak z procy.
- Ale Gabi, idę z tobą. Przyjechałem przecież! – krzyknął i zaczął iść w moją stronę.
- Chyba do reszty cię już popieprzyło! Jest prawie północ, jadę jutro do pracy. Tak, wiem, ty nie wiesz co to praca, bo rodzice dają ci na wszystko i jeszcze masz na karku maturę, ale wybacz – ja nie mam czasu na takie gierki. Żegam. – byłam naprawdę zirytowana jego chorym pomysłem. Przyjechał do mnie, no przezajebiście!
Zatrzasnęłam za sobą furtkę, a Adam próbował ją otworzyć. Zaczął szarpać zamek, ale była zablokowana od wewnątrz.
- Adam, co ty robisz? Zostaw tę furtkę! Jedź do domu, okej? – powiedziałam, starając się ukryć przerażenie w głosie.
- Ja chcę z tobą porozmawiać. Po to przyjechałem. Tęskniłem za tobą przez te wszystkie dni. – powiedział wyjątkowo spokojnym głosem, szarpiąc przy tym furtkę jak pojebany.
- Możemy się spotkać innego dnia, nie wiem – choćby jutro, ale daj mi już dzisiaj spokój, jest naprawdę późno. I zostaw tę furtkę! Zostaw mnie! Boję się ciebie! – zaczęłam krzyczeć.
Adam nie dawał za wygraną. Czekałam tylko, aż zacznie przeskakiwać przez płot. Nie wiedziałam, co mam robić. Czy wejść do domu i zamknąć za sobą drzwi, czy go wpuścić? Nie, nie mogłam go wpuścić, to jakiś psychol. Dziewczyny musiały mieć rację. On naprawdę za mną łaził. Co ja mam teraz zrobić? A jak przeskoczy przez ogrodzenie i zacznie dobijać się do okien? No ale zaraz – przecież szyby nie wybije. Tata by go chyba zmiótł z powierzchni ziemi! Fuck! Tato, dlaczego wy akurat dzisiaj musieliście wyjść z domu?!
Zebrałam się na odwagę i powiedziałam:
- Adam, idź już. Cześć. 
Nie patrząc nawet na niego poszłam do domu, zamknęłam drzwi na klucz i zgasiłam wszystkie światła. Siadłam w kąciku łazienki, bo tylko tam nie mieliśmy okna i zaczęłam ryczeć. Słyszałam szarpanie furtki, a za chwilę brzęczenie dzwonka do drzwi. Ten psychopata stał przy furtce i trzymał dzwonek.
Nie, to się nie dzieje naprawdę! Co ja mam teraz zrobić? Dzwonić na policję? A może po sąsiadów? Na pewno już i tak wszystkich obudził… Jak rodzice wrócą, to będzie afera…
Zachciało mi się spotykać z jakimś Warszawiakiem, ja pierdolę!

Po jakiś 20 minutach dzwonek ustał, szarpanie furtki też. Nie powiem, że mi nie ulżyło, bo oprócz strachu i wkurwienia, dobijał mnie jeszcze ten świdrujący dźwięk.
Powoli wstałam i w ciemności zaczęłam kierować się w stronę mojego pokoju. Stamtąd przecież zobaczę, czy auto jeszcze stoi pod bramą. Było ciemno jak cholera. Bałam się podejść do samego okna, więc stałam najdalej, jak się dało.
Samochodu najwyraźniej nie było, bo żadne światła uporczywie nie świeciły w moje okno. Zdecydowałam się podejść bliżej. Serce biło mi jak oszalałe. Czego ten psychol ode mnie jeszcze chce? Nie dość, ze zasypuje mnie SMS-ami, właściwie nie – nie zasypuje, a bombarduje, to teraz jeszcze coś takiego!
To się nie dzieje naprawdę, to jest jakiś głupi żart.
Może on po prostu chce mnie przestraszyć, żeby się odegrać? Może to jakiś męski syndrom pana i władcy, którego się nie rzuca, bo rzucanie w związku to jego przywilej? Nie mam pojęcia, co o tym wszystkim myśleć.
Chciałabym, żeby ta strusiowa taktyka zadziałała.
Zniknąć przed światem, przed Adamem zniknąć!

Podeszłam powoli do okna i nie dotykając firanki spojrzałam, czy auto jeszcze stoi. Na moje szczęście – nie było go. W jednej sekundzie cały stres ze mnie odpłynął. Odetchnęłam tak głęboko, jak chyba nigdy w życiu i pewnym ruchem odsłoniłam kawałek firanki, żeby rozejrzeć się dookoła. Nikogo nie było. Uśmiechnęłam się sama do siebie. To chyba z powodu ulgi, że Adam dał mi spokój. Już miałam puścić firankę i spokojnie położyć się do łóżka, ale usłyszałam dziwny hałas. Jakby pisk moich małych podwórkowych kundli.

- A jednak uśmiechasz się do mnie. Wiedziałem, że chcesz spędzić ze mną tę noc. – po drugiej stronie okna stał Adam, z tym samym wzrokiem psychopatycznego Hannibala, co jakiś czas temu w aucie i walił ręką w szybę. – Otwórz drzwi, Gabi. Otwórz je! – krzyknął.

7 komentarzy:

  1. Aaaa... dzwońmy po gliny! :D obrazek rewelacja :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Nosz cholera jasna! Piszę ten komentarz już 7435788545989757 raz... Czemu go nie ma ;c
    Gabi nawaliła

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Si. Powinna go była już wtedy z pociągu wyrzucić. A teraz po policję dzwonić. I tak o pozwala sobie na głowę wchodzić.

      Usuń
    2. Hm.... Mogła, ale skoro go nie wyrzuciła, to trzeba będzie coś z tym zrobić :> Jakieś propozycje?

      Usuń
  3. Miałam kiedyś podobną sytuacje z "psycholem". Wtedy pomógł mi mój kolega, obecnie narzeczony:-) Kharaa

    OdpowiedzUsuń
  4. http://www.bekowa.pl/6/diagnoza.html

    od razu skojarzyło mi się z tym opowiadaniem, btw kiedy kolejna część ;D

    OdpowiedzUsuń