Łolobobloblo, srutututu majtki z drutu, świat mi się zawalił na głowę. Tyle się działo, że nie ogarniałam co się działo! ;D Nawet nie miałam czasu poczytać postów Miki, dopiero teraz biorę się za czytanie, no i za pisanie. Normalnie tak wszystko zaczęło pędzić, że wyrwało mnie z butów. Makabra!
Szału nie ma, dupy nie urywa, staniki nie latają. Ostatnia część, która jest wprowadzeniem do akcji i ostatni post gdzie narrator jest w trzeciej osobie, te pierwsze trzy rozdziały są tak jakby prologiem, choć nigdzie tego nie oznaczyłam i stąd taka a nie inna narracja.
No, ale sralalalala la miłego czytania. ;)
W samych spodniach dresowych przeszedł przez kuchnie gasząc papierosa w doniczce paprotkowego sagowca. Kwiat już przysychał, a pojedyncze listki pożółkły. Przysypał peta ziemią i rękę wytarł o tył spodni. Cicho stęknął i założywszy koszulkę boso wyszedł na dwór.
Przy bramce stała zgarbiona dziewczyna. Ręce przyłożone do ust miała złożone jak do modlitwy, a głowę spuszczoną. Nie mógł dostrzec jej twarzy, bo wszystko zasłaniały długie włosy. Jednak zdążył spostrzec, że jest bardzo zdenerwowana. Dla ostrożności przywołał psa do siebie i trzymając go za obrożę podszedł do furtki.
- Słucham? – oparł się o murowany słup ogrodzenia. W pierwszej chwili dziewczyna podskoczyła, jakby została wyrwana z głębokiego zamyślenia i przyglądała się uważnie. – No słucham? – powtórzył.
- Aaa, o ogłoszenie chodzi. – odblokował metalowy skobel i otworzył bramkę. – Proszę niech pani wejdzie. - przyciągnął mocniej psa do siebie, który próbował wyszarpnąć się i obwąchać gościa.
– Jestem Kaoru Kiryuu. – wyciągnął rękę na przywitanie. – A pani?
- Rosalie Kiryuu. – niepewnie uścisnęła jego dłoń
- Ooo! – cmoknął z uśmiechem. - Co za zbieg okoliczności. Już panią lubię. – puścił jej oczko, a dziewczyna natychmiast zaczęła się rumienić.
- Przyniosła pani swój życiorys?
- Życiorys? Nie… nie mam.
- To jak pani chce się sprzedać?
- Sprzedać? Ale jak to? – struchlała. – Nie chce się sprzedawać. Ja tylko szukam pracy. – na te słowa Kaoru szczerze roześmiał się.
- Źle mnie pani zrozumiała. Życiorys to rodzaj reklamy. Reklamuje pani swoją osobę, swoje zalety, doświadczenie w pracy. Patrząc na to mogę sprawdzić czy spełnione są wymagania. Sądząc po młodym wieku, chyba pani nie ma zbyt dużego doświadczenia.
- Rozdawałam tylko ulotki i sprzątałam salon fryzjerski.
- Mhm… to nie wiele. - mruknął. – No ale dobrze, zapraszam do środka. Dam pani szansę na obronę.
Kaoru puścił Komura, który usilnie próbował obwąchać nogi dziewczyny i osłaniając ją swoim ciałem przed wścibskim, mokrym nosem otworzył drzwi.
Zauważył jak czujnym okiem rozglądała się na każdym kroku. Niezbyt był tym zadowolony. Poczuł delikatnie ukłucie wstydu, przez to, że pozwolił sobie na takie zapuszczenie domu. „Pewnie ocenia ile roboty będzie.” – pomyślał. „No cóż.”
W gabinecie zaprosił ją gestem by usiadła i uważnie przyjrzał się przestraszonej dziewczynie. Na pierwszy rzut oka była wychudzona. Miała owalną buzię i delikatne, dziewczęce rysy. Ciężko było mu cokolwiek dostrzec, bo wszystko skrywała pod długimi, prostymi jak druty włosami. Nie mógł ocenić czy jest przestraszona czy zaskoczona. Próbowała wszystko ukryć, mimo to wyczuwał ogromny dystans z jej strony i stres.
- Więc kolportaż i sprzątanie w salonie fryzjerskim to twoje jedyne doświadczenie? - nalał do szklanki swoje ulubione Cutty Sark i gestem zaproponował jej.
- Nie, dziękuję. – energicznie pokręciła głową. – Za niedługo skończę 17 lat, więc nie miałam innej okazji do pracy. Pańska oferta jest bardzo korzystna dla mnie, zwłaszcza to, że mogę pracować popołudniu. Ja… ja bardzo potrzebuję tej pracy. Mam małe problemy, rodziców nie za bardzo stać i bardzo mi zależy. – z każdym słowem mówiła co raz ciszej i co raz bardziej się rumieniąc. Wstydliwie wykręcała sobie palce i skubała połamane paznokcie. Kaoru usiadł w fotelu i pokiwał głową przysłuchując się.
- Wiesz ja też kiedyś sprzątałem w salonie fryzjerskim. – z szuflady wyciągnął notes i pióro. – To była moja pierwsza praca. Nie dużo zarabiałem, bo i praca nie była wymagająca. Ja jednak potrzebuję kogoś bardzo pracowitego i dyspozycyjnego. Dom jest duży i trzeba zrobić generalny porządek. Do tego wchodzi gotowanie i robienie zakupów. Nie mam czasu na takie rzeczy, często siedzę tutaj zapracowany, albo po prostu w firmie muszę zostać do późnego wieczora.
- Nie ma problemu. Potrafię sprzątać, chyba jak każdy, a gotować się nauczę. Proszę dać mi szansę. –zacisnęła pięści. – Bardzo pana błagam. To dla mnie ważne.
- A dyspozycja? Przecież chodzisz do szkoły.
- Nie chodzę na zajęcia dodatkowe, a lekcje odrabiam w domu.
Kaoru na to już nic nie odpowiedział. Dziewczyna nieco wychyliła się i ciekawsko zerknęła na kartkę, na której coś notował po każdej jej wypowiedzi. Z każdą chwilą denerwowała się co raz bardziej. Nie mogła zorientować się czy jest przychylny ku jej zatrudnieniu. Pokręciła zrezygnowana głową i rozejrzała się po gabinecie by odgonić złe myśli.
Było skromnie jak na taki nowobogacki dom. Ściany były szare i puste. W kącie pod dużym oknem stała ogromna palma daktylowa. Parę liści leżało wokół donicy, a na ziemi zbierał się kurz. Poza biurkiem i dwoma krzesłami nie było żadnych innych mebli. Tylko jeszcze pod dużym obrazem stała etażerka z karafką i szklankami.
- „Nieznany głos”. – szepnęła.
- Hmm? Słucham? – Kaoru poderwał wzrok z nad kartki.
- Kandinsky. Wassiliy Kandinsky. To jego obraz, prawda? – Kaoru spojrzał na nią zaskoczony.
- Tak, to prawda. Znaczy, ten tutaj to akurat reprodukcja. Oryginał znajduje się w paryskim muzeum. No, ale brawo. Miło mnie zaskoczyłaś. Mało kto zna tego malarza. – z uśmiechem postukał piórem w biurko.
- Lubię sztukę, zwłaszcza abstrakcyjną. Kandinsky jest jednym z moich ulubionych malarzy.
- No, no. Zaimponowałaś mi. – Kaoru odłożył pióro i upił łyk ze szklanki. – No dobrze, Rosalie, pozwolisz, że tak się do ciebie zwrócę. Spisałem sobie parę zdań o tobie, żeby mieć jakieś względne pojęcie przy wyborze pracownika. Dzisiaj zgłosiło się już kilka chętnych osób i tak jak im, tobie też proponuję pensję w wysokości 160. 000¥. Może być? – zamiast odpowiedzi zobaczył tylko szeroko otwarte oczy, w których malowało się zdziwienie. – Coś nie tak?
- N-nie… - wydukała. – To b-bardzo du.. dużo jak dla mnie.. – Kaoru zobaczył jak zaczęła się trząść. Coś było w tej dziewczynie co go intrygowało. Wyglądała na biedną i zahukaną sierotkę, która w akcie desperacji zrobi wszystko. „Ale zna się na sztuce. Jej słownictwo jest zupełnie inne. Nie mogła być bezdomną. Kim ona jest?” – pomyślał. – „Kim jesteś mała desperatko?”
Podsunął jej kartkę i pióro.
- Napisz mi, proszę, swoje nazwisko w kanji i numer telefonu. W razie gdybym się zdecydował, zadzwonię.
Rosalie zawstydziła się jeszcze bardziej i skrępowana mocniej wykręcała palce.
- Nie masz telefonu, zgadłem? – w odpowiedzi twierdząco potrząsnęła czupryną. – To napisz swój adres. Jakiś kontakt muszę mieć.
Naskrobała w pośpiechu adres i oddała notes.
***
Rose
„Raz, dwa, trzy, cztery…” – liczyła w myślach plamy na suficie. Po swojej, pierwszej w życiu rozmowie kwalifikacyjnej nie mogła zasnąć, choć zegar już bił na 5 rano.
Instynktownie czuła, że źle wypadła. Nie umiała zapanować nad stresem ani strachem. „Głupia ja…” - okręciła się i zawstydzoną twarz ukryła w poduszce. Nawet teraz nerwy zżerały ją od środka, a z przerażenia czuła dziwne, nieznośne ciepło na sercu.
Oczami wyobraźni przywołała wizerunek Kaoru. Przymknęła powieki i przypomniała sobie jego zapach i fakturę skóry. W życiu na każdym kroku mijała różnych mężczyzn, ale żaden z nich nie wywołał takich dreszczy i emocji jak Kaoru. Żaden nie przyciągał jej swoim zapachem. Nawet Toru, z którym umówiła się ostatnio na boisku.
- Taki piękny… - cicho szepnęła w poduszkę i zacisnęła nieświadomie nogi czując nieznane dotąd ciepło w podbrzuszu. Zaczęła się denerwować, bo nie wolno było jej tego odczuwać. Pożądanie mężczyzny było złe. Dotykanie własnego ciała jeszcze większym i cięższym grzechem. Naciągnęła poduszkę na głowę i skupiała myśli na czymś prostym. Ale ciężko było kiedy każda komórka ciągnęła ją do wspomnień z minionego dnia.
O 8 zerwała się z łóżka i zaczęła ubierać. Musiała pozbyć się tych paskudnych emocji. Inaczej zgrzeszy. Związała włosy niedbale i przetarła ścierką spocone czoło.
Na zewnątrz robiło się już jasno, miasto powoli budziło się do życia. Wiatr na zewnątrz przyjemnie ochłodził jej twarz, pozwalając odetchnąć i w końcu odpędzić nerwowe myśli. Swoje kroki skierowała za boisko. Tam w pobliżu, w brezentowym, niebieskim namiocie mieszkał stary Satoshi. Bez słowa przysiadła na stołku obok staruszka, który mieszał pyrkający ryż na gazie.
- Nie mogłam dziś spać. – cichutko westchnęła i wsparła brodę na dłoniach.
- Znów awantura w domu? Ojciec cię nękał?
- Nie, Satoshi, byłam wczoraj na rozmowie kwalifikacyjnej i poszło mi beznadziejnie. Miałam nadzieję, że pójdzie mi dobrze. Szlag by to! – kopnęła kamyczek.
- Dlaczego tak sądzisz? – Satoshi zostawił swój ryż i pomarszczoną ręką pogłaskał Rose po włosach. – Czasem coś co na pierwszy rzut oka wydaje się być beznadziejne, jest świetną inwestycją. A czasem jesteśmy dumni z siebie, bo wszystko układa się po naszej myśli, jednak zapominają, że duma poprzedza upadek. Nie masz czym się przejmować. A jak nie ta, to znajdzie się inna. – poklepał ją po ramieniu i cichutko mlasnął. – Chcesz trochę ryżu?
- Nie, dziękuję. Pójdę na spacer. Muszę się przejść, bo zaraz zwariuję. Najlepiej jak pójdę pomodlę się. Pan na pewno wstawi się za mnie i pomoże mi. – delikatnie uśmiechnęła się.
Satoshi tylko pokręcił głową. Sam nie wierzył w żadne bóstwo, ale nie chciał niszczyć jej jedynej radości, jedynej rzeczy, która trzymała ją przy życiu i dodawała wiary.
Czasem, gdy nie możesz w nocy spać, z samego rana czujesz się jakbyś doładował swoje energetyczne baterie do maksimum. Rose tej energii miała za dużo. Okrążała boisko już po raz któryś cicho mrucząc. „Jehowo, dobry Boże, wskaż mi drogę. Nie wiem co mam robić. Błąkam się i jestem przerażona. Brakuje mi już energii, chciałabym w końcu wydostać się z tego domu. Ufam, że mi pomożesz i w ofierze składam na twe ręce moją duszę.”
- Auć! – stęknęła gdy czołem uderzyła w coś twardego. Szybko obrzuciła wzrokiem przeszkodę i niemalże na zawołanie jej twarz oblał rumieniec. – Pan Kaoru… - wydukała rozmasowując czoło. – Co pan tu robi?
- Aż tak boli? – uśmiechnął się. – Przecież nie jestem ze skały, nie powinno. – odgarnął włosy z jej czoła i sam kciukiem rozmasował guza. Rose poczuła jak na zawołanie drętwieje. Nie rozumiała co dzieje się z jej ciałem. Zawsze opanowana i stoicka, a teraz nie umiała ukryć niczego. Nawet nie potrafiła odtrącić jego ręki. W efekcie stała z otwartą buzią i świdrowała go zaskoczonym spojrzeniem.
- Zgodziłem się na twoją ofertę. Dam ci tę pracę.
Dodaj szybko kolejna czesc. Super jest!
OdpowiedzUsuńKiedy dodasz kontynuacje?
OdpowiedzUsuńCieszę, że wreszcie podjęłaś dalszy ciąg tego opowiadania :). I mam nadzieję, że teraz uda Ci się podgonić trochę z tekstem :)
OdpowiedzUsuńKiedy kolejna czesc?
OdpowiedzUsuń